Jednym z moich zimowych zwyczajów są wizyty w solarium. Szczególnie w okresie tych najpodlejszych mrozów. Może ktoś powie, że to niemęskie, ale gówno mnie obchodzi męskość tej przyjemności, gdy wszystko, łącznie z „małym”;-), mam odmarznięte po półtoragodzinnym tłuczeniu się komunikacją miejską w drodze z pracy. Nic wówczas nie daje mi takiego odprężenia jak zatopienie się w cieple solarowych lamp.
Ów pamiętnego zimowego wieczoru, kiedy to temperatura -15 stopni Celsjusza doprowadzała mnie do szewskiej pasji, nie mogłem oczywiście odmówić sobie dawki promieniowania. Z niemałą ulgą przekroczyłem próg dobrze znanego mi salonu urody. Na „dobry wieczór” uderzyła mnie kompletna pustka lokalu. Deficyt klientów wyjaśniła mi pracująca w ów salonie manicurzystka:
– Przykro mi, ale już zamykamy – poinformowała mnie, zerkając na zegar ścienny.
Brrr!… Typowa „żyleta”; w prawdzie niewysoka około 25-letnia kobietka o przyjemnych, aerodynamicznych kształtach, z dużymi, czarnymi jak węgiel oczami, krwistoczerwonymi, nabrzmiałymi wargami i idealnymi do uchwycenia w dłonie stojącymi piersiami, jednak ten chłodny ton głosu w połączeniu z iście pogardliwym spojrzeniem i pretensjonalnie nadętymi ustami wywoływał u mnie na jej widok tylko jedną myśl: „Przydałoby ci się, suko, porządne rżnięcie(!)” Pomimo nieodpartej chęci wypowiedzenia swoich myśli głośno, ugryzłem się w język, westchnąłem jedynie głęboko i już miałem się kierować ku wyjściu, gdy usłyszałem:
– No dobrze, niech pan wchodzi.
„Łaskę mi cipa robi… W końcu płacę, nie?!” – odpowiedziałem ponownie tylko w myślach. Nie namyślając się długo, skorzystałem z „nieopisanej dobroci” żylety i po paru minutach, jak zwykle, zupełnie nago, zapadałem w ten upalny błogostan pośród solarowych promieni.
Całe moje ciało zaczęło odtajać. Na podwyższoną temperaturę otoczenia rozkosznie reagowały wszystkie członki mojego ciała, łącznie z moim ulubionym… Przeciągnąłem się tak, że dało się słyszeć strzelanie w kościach. Mając zamknięte oczy, bezwiednie sprawdziłem dłonią i rzeczywiście, mój penis w pełni potwierdzał rozszerzalność temperaturową ciał; napuchnął nieco i podrósł. Nie mogłem się oprzeć i zacząłem mu pomagać. Powoli i łagodnie gładziłem go dłonią, rozkoszując się tym, jak pod wpływem dotyku przybiera na rozmiarze. Gdy stanął w całej okazałości, zacząłem pocierać go intensywniej, na przemian ściągając i naciągając napletek na żołądź. I tak w pełni pochłonąłem się w łagodnej masturbacji. Gdy członek nabrzmiał do granic wytrzymałości, zacząłem zmuszać go do wybuchu w mój ulubiony sposób, delikatnie ujmując jedynie kciukiem i palcem wskazującym nasadę żołędzia i pocierając to miejsce krótkimi, szybkimi ruchami. Już czułem tę falę gorączki napływającą do skroni oraz intensywne pulsowanie w członku, gdy nieoczekiwanie nastąpiła ciemność. Lampy solarowy zgasły, koniec czasu. Kompletnie wybiło mnie to z rytmu. Otworzyłem pokrywę i usiadłem. Nie mogłem tak tego zostawić. Musiałem teraz czym prędzej doprowadzić się do orgazmu. Zerwałem kilka papierowych ręczników i zacząłem dzikie, niemal zwierzęce trzepanie. Wystarczyło kilkadziesiąt wprawnych ruchów i zacząłem dochodzić, wystrzeliwując spermę w papierowe ręczniki trzymane w drugiej dłoni.
– O! Przepraszam. – usłyszałem nagle.
Otworzyłem oczy i spanikowany spojrzałem na drzwi. Zobaczyłem podnoszącą się klamkę. Zza drzwi słychać było pospieszny, oddalający się stukot damskich obcasów. Byłem totalnie skonsternowany. To była żyleta. Czego ona tu szukała?(!) Szum solarowych wentylatorów zagłuszył jej wejście albo po prostu ja byłem w takiej ekstazie, że nic nie słyszałem. Spojrzałem na zaplute spermą ręczniki i sflaczałego penisa, z którego leniwie wyciekały resztki białawo-przeźroczystej cieczy. „Żałosne” – pomyślałem. Pośpiesznie doprowadziłem wszystko do porządku, ubrałem się. Za nic nie chciałem stamtąd wychodzić, wolałem się zapaść pod ziemię. „A chuj!” – powiedziałem sobie i wyszedłem. Żyleta na szczęście gdzieś znikła. Chciałem wyjść niepostrzeżenie. „O! Kurwa!” – drzwi wejściowe do salonu były zakluczone. Oczywiście, w drzwiach klucza nie było. Zacząłem się gorączkowo rozglądać w nadziei, że leży on gdzieś na wierzchu. Niestety, musiałem pokazać się na oczy żylecie. Porażka.
Znalazłem ją w siłowni, mieszczącej się tuż obok pomieszczenia z solarium.
– Przepraszam, mogłaby pani otworzyć drzwi? – wymamrotałem półgłosem.
– Trzeba było poprosić, to bym panu pomogła. – odpowiedziała.
– No właśnie proszę.
– Nie mówię o drzwiach. – odparła żyleta trochę niby żartem ale zaczepliwie.
Kompletnie mnie zamurowało. Zacząłem się plątać:
– Ja przepraszam, bo to… tak wyszło… przepraszam… – czułem, jak się pogrążam.
– Nie ma za co przepraszać. Nic się nie stało. Jesteśmy tylko ludźmi. Szkoda tylko, że… no wie pan… tyle dobra się zmarnowało… – i skwitowała to krótkim, uroczym chichotem.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ostra jak drut kolczasty żyleta przemieniła się w milutką, łagodną kotkę. Dzięki temu zażenowanie nieco mi przeszło. Uśmiechnąłem się. Chociaż nie byłem pewny, na ile to są żarty, a na ile to wszystko jest serio, postanowiłem podtrzymać temat.
– Nic straconego. To jest dobro odnawialne. – odpowiedziałem z szelmowskim uśmieszkiem.
– Taaak?… – zalotnie niemal zamruczała.
Nie miałem wątpliwości. To już nie były żarty. Podszedłem do niej. Zbliżyłem się tak blisko, że czułem jej oddech na szyi.
– Tak, jeśli tylko trochę się postarasz. – szepnąłem jej do ucha.
W tym samym momencie chwyciłem za jej dłoń i przycisnąłem ją łagodnie do swojego rozporka. Żyleta westchnęła głęboko, usiadła, a właściwie osunęła się po mnie na ławeczkę do wyciskania, stojącą tuż za nią. Twarzyczkę miała teraz dokładnie na wysokości zadania. Błyskawicznymi ruchami rozpięła spodnie, wpatrując się w moją twarz błyszczącymi niczym żaróweczki, kompletnie zamglonymi oczami. Czym prędzej niemal zerwałem z siebie wszystkie ciuchy od pasa w górę. Dziewczyna, wciąż wbijając we mnie swoje wielkie, czarne oczy, ujęła w dłoń mojego członka, który w wyniku niedawnego orgazmu był jeszcze niepozorny i zupełnie miękki. Opuściła wzrok z mojej twarzy na moje narzędzie, powoli ściągając napletek. Pomimo resztek ściętej spermy na żołędziu, bez skrupułów wsunęła sobie całego penisa do ust i zaczęła omiatać go języczkiem. Pierwszy raz w życiu doznałem, jak to jest włożyć kobiecie zupełnie miękkiego członka do buzi i czuć jak w niej pęcznieje i rośnie. To było cudowne. Zatopiłem dłonie w jej włosach i ciągnąc za nie, delikatnie nadawałem rytm jej ruchom. Ssąc moje przyrodzenie, żyleta pozbyła się bluzki i stanika. Patrzyłem, jak coraz mniejsza część penisa mieści się jej ustach, a jej piersi drżały w rytm jej ruchów. W końcu przyssała się do samej główki, pieszcząc językiem wędzidełko. Jej dłoń wędrowała w tym czasie po moich pośladkach, a drugą od dłuższego czasu miała włożoną pod spódniczkę, gdzie wykonywała gwałtowne ruchy. Znała się suczka na rzeczy. Jeszcze trochę i byłbym gotów odpalić. Dlatego odciągnąłem ją. Jej usta lśniły od śliny i moich soków, które zlizałem razem z resztkami pomadki w namiętnym, dzikim pocałunku. Nagle ocknąłem się z tego szału, poraziło mnie.
– Nie mam gumek. – powiedziałem zrezygnowany.
– Nie szkodzi. Biorę tabletki. Chodź tu. Raz się żyje. – zachęcała mnie, kładąc się na ławeczce.
Ryzyko tak czy owak było, ale ostatecznie olałem to. Nie chciałem żylecie przepuścić. Ona już na mnie czekała z rozłożonymi nogami i podwiniętą spódniczką. Zostało mi tylko zdjąć wyraźnie już przemoczone od soczków majteczki. Byłem już tak nagrzany, że nie była mi w głowie zabawa w jakiekolwiek czułości. Stojąc okrakiem nad ławeczką, między jej nogami, chwyciłem je pod kolanami i uniosłem w górę. Mój kutas był wyśmienicie przygotowany, a jej pizdeczka tak mokra, że wystarczył jeden ruch bioder i zatopiłem się w niej po same jądra. Żyleta krzyknęła tak przenikliwie, że aż się nieco wystraszyłem. Faktycznie, cipka była mokra, ale ciasna. Moja dwudziestocentymetrowa maczuga o mało jej nie rozerwała. Nie spuściłem jednak z tonu. Zacząłem powoli, ale stanowczo. Długimi suwami wbijałem się w jej przemoczoną dziurkę. Ona rozkosznie jęczała, a w zasadzie piszczała. Cudownie było czuć, jak moje prącie za każdym posunięciem w przód rozwierało zaciskającą się na nim wąziutką szparkę. Coraz bardziej mnie to nakręcało. Moje ruchy były coraz szybsze, aż w końcu pieprzyłem ją jak królik. Żyleta już nie była w stanie wydawać z siebie dźwięków, tylko ciężko dyszała. Przerwałem.
– Teraz wezmę cię od tyłu. – wysapałem.
Żyleta posłusznie, bez słowa wstała i odwróciła się, oparła ręce na ławeczce, wypinając w moją stronę jędrną, w sam raz szeroką dupcię.
– Bierz mnie… – jęknęła.
Ścisnąłem ją za pośladki i mocno rozchyliłem, dzięki czemu ukazało się jej słodkie kakaowe oczko. Pieszcząc je kciukiem, począłem znów naciskać błyszczącym od soków penisem na wejście do pochwy żylety, która tym razem musiała go naprowadzić ręką. Gdy już byłem w niej, kompletnie odleciałem. Posuwałem jak opętany, nie bacząc na niemal rozpaczliwe krzyki żylety. Nie przestając posuwać, włożyłem palec w jej kakaowe oczko. To dało piorunujący efekt. Po kilku ruchach palcem w drugiej dziurce dziewczyna opadła całym ciałem na ławkę, zaczęła się wić, biodrami wykonywała szaleńcze, nierytmiczne ruchy w górę i w dół, cała się trzęsła, w końcu przywarła swoim łonem do ławki, jej pochwa pulsująco zaciskała się na członku. Poczułem jak robi się jeszcze bardziej mokro. Szybko zorientowałem się, że żyleta wystrzeliwuje spore porcje soków prosto na ławkę. Pierwszy raz widziałem wytrysk u kobiety(!) Wydawała przy tym nieludzkie wręcz piski pomieszane z jękami. Nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałem, w żadnym pornosie. To było fantastyczne. W końcu znieruchomiała. Z tego wszystkiego aż nie wiedziałem, jak się zachować. Powoli i delikatnie wyszedłem z niej.
– Chodź tutaj. – wyszeptała.
Podszedłem, stanąłem na wysokości jej głowy. Odwróciła się, kładąc się na plecach.
– No chodź tu. – powiedziała już głośniej.
Objęła mnie ręką za biodra i przyciągnęła do siebie tak silnie, że musiałem stanąć okrakiem nad jej piersiami. Mój kutas władczo prężył się nad jej rozpaloną twarzą. Chwyciła go i włożyła do ust. Tak! Na to tylko czekałem. Zacząłem lekko poruszać biodrami, a ona trzymając członka w zaciśniętych wargach, pocierała go dłonią. Czułem, jak mój penis coraz mocniej pulsuje, co dawało znać, że to już nadchodzi. Nie byłem pewny, jakie są upodobania żylety w tym względzie, dlatego wolałem ją uprzedzić.
– Zaraz dojdę. – wyjęknąłem.
Ona, ku mojej uciesze, wcale nie wyjęła go z ust. Zaprzestała jedynie pieszczot dłonią, mocno zacisnęła wargi na nasadzie żołędzia i końcem języka pieściła wędzidełko. Czegoś takiego nie da się wytrzymać długo. Wybuchłem potężnym ładunkiem prosto do jej buzi. Ona zacisnęła mocno wargi i łykała kolejne porcje wystrzeliwanej spermy. Każdy wystrzał wstrząsał całym moim ciałem jak w konwulsjach. Wyrzucałem z siebie kolejne ładunki, ale żyleta pokornie wszystko przyjmowała. Po wszystkim wyjęła członka. Z kącika jej ust ciekła strużka spermy. Szybko włożyła go palcem do buzi, po czym namiętnie przełknęła ostatni łyk mojego nasienia. Namiętnie pocałowałem te lubieżne usta.
Nie odzywaliśmy się do siebie. Oboje chyba byliśmy oszołomieni tym wszystkim. Ubraliśmy się i rozstaliśmy niemal bez słowa. Tylko „Cześć.” Pomyślałem dumnie: „Tak… potrzebne było suce porządne rżnięcie.”